Sukces w życiu osiągają najczęściej ludzie o szerokich horyzontach, silnej potrzebie działania, myślący kreatywnie, postępujący w sposób niestandardowy. Stale poszukują nowych możliwości i nowych rozwiązań.
Tymczasem ogromna większość populacji działa w sposób standardowy. Powiela postępowanie swoich rodziców, znajomych, czy wzorców poznanych z mediów. Podstawową przyczyną tego jest wychowanie, szkoła i naturalny instynkt naśladowczy. Wydaje im się, że najłatwiej i najbezpieczniej powielać znane i sprawdzone metody.
Małe dziecko jest ciekawe świata.
Pyta, docieka, próbuje różnych rozwiązań i poszukuje swojej drogi. Najczęściej jest strofowane, zbywane i sprowadzane do porządku.
W tym okresie, najczęściej pokazuje mu się również różne wzory do naśladowania typu:
„Zobacz, jaki Jacuś jest grzeczny.”
„Poukładał zabawki, nie zadaje niepotrzebnie pytań, nie rozebrał zabawki na części, żeby zobaczyć, co w środku.” Itd.
Tłumi się w ten sposób naturalną ciekawość i kreatywność dziecka.
Jeszcze gorzej jest w szkole. Z racji bezmyślnie pojętej demokracji i równości, wszystkich niezależnie od zdolności i predyspozycji uczy się tego samego, równając poziom do najmniej zdolnych jednostek. Zwalczany przy tym jest każdy objaw indywidualnego myślenia. Wszyscy muszą myśleć i interpretować tak samo. Pełna standaryzacja.
Nacisk kładziony jest przede wszystkim na…
jednostronne przekazywanie
konkretnego zasobu informacji od nauczyciela do ucznia. Taki sposób nauczania tworzy z ucznia bierną jednostkę z podstawowym zasobem wiadomości. Najważniejsze w takiej szkole to zaliczyć, zdać, nauczyć się na pamięć, zdobyć odpowiednią ilość punktów, a nie dogłębnie zrozumieć, żeby potrafić wykorzystać wiedzę do rozwiązywania najróżniejszych problemów, jakie przyniesie życie. Nagradzane stopniami jest wyłącznie przyswojenie, nawet bezmyślne, zadanej wiedzy i to w podanej postaci.
Nie uczy się aktywności umysłowej i kreatywności, ani podejmowania prób różnych metod rozwiązywania problemów. A przecież w życiu umiejętność skutecznego radzenia sobie w trudnych sytuacjach jest o wiele ważniejsza od wiedzy książkowej, którą zawsze można (i trzeba) uzupełniać. Nawet z myślących jednostek taka szkoła może wyprodukować ludzi, którzy potrafią tylko wykonywać polecenia, a nawet potrzebują rady jak zaplanować sobie życie.
Namacalnym dowodem tego jest niewielki odsetek osób, które podejmują samodzielne decyzje życiowe i pracują dla siebie, a nie na kogoś, kto za nich myśli i teoretycznie zabezpiecza byt. Takie szkoły nie tylko nie rozwijają kreatywności, ale niszczą ją, tak jak i próby niezależnego myślenia oraz wszelką indywidualność.
Nagrodą za punkty i stopnie jest dostawanie się do coraz wyższych szkółek, które stosują te same metody. Tylko…
specjalizacja jest coraz węższa.
Wyższe uczelnie zamiast wypuszczać absolwentów o szerokich horyzontach, kreatywnym myśleniu, zmotywowanych i przygotowanych do sprostania wszelkim wyzwaniom, kształcą zasobniki wąskiej wiedzy encyklopedyczno-historyczno-technicznej, które nijak się mają do potrzeb i wyzwań rynku. Tacy ludzie często nie potrafią poradzić sobie z najprostszym problemem, który wykracza poza ich wąską specjalizację i wymaga twórczego myślenia, działania i poszukiwania.
Nic dziwnego, że zamiast poszukiwać swojej drogi życia, pełnej problemów, wyzwań i sukcesów, próbują znaleźć etat w dowolnej firmie, gdzie ktoś inny będzie za nich myślał i decydował.
Pocieszeniem, wsparciem i wytłumaczeniem dla nich jest fakt, że wszyscy w otoczeniu bliższym i dalszym robią tak samo. Często nie przychodzi im nawet do głowy, że życie może wyglądać inaczej.
Wiedzy można się nauczyć z książki czy Internetu w dowolnej chwili, ale…
nic nie może zastąpić kreatywności i twórczego myślenia.
Nic też nie zastąpi straconych szans rozwoju tych zdolności w najbardziej aktywnym okresie życia dziecka.
A przecież tak łatwo jest zorganizować dowolne zajęcia w formie połączenia zabawy, nauki i konkursów. Takie ćwiczenia zorganizowane jako twórcza burza mózgów i wykorzystujące wszelkie dostępne metody stymulacji myślenia twórczego, nawet tak proste jak sześć kapeluszy, rozwijają kreatywność, poszerzają horyzonty myślowe i pozwalają w przyszłości „wziąć się za bary” z dowolną przeciwnością losu na zasadzie, że nie ma rzeczy niemożliwych, a tylko nieodpowiednie rozwiązania.
Takie zajęcia są przydatne w każdym wieku. Nawet w przypadku już ukształtowanych i sformatowanych standardowo jednostek, wyjałowionych przez system z kreatywności, pozwalają na szersze spojrzenie i zorientowanie się, jak wiele jest możliwości i rozwiązań. Może stać się to impulsem, który zmieni całe życie.
Witam,
O tym jak bardzo system edukacji zawęża horyzonty przekonałem się na własnej skórze. Pierwszy objaw, którego doświadczyłem to wybór klasy w LO. Pamiętam, że trzeba było się określić jaki ma mieć profil (matematyczno-fizyczny, biologiczno-chemiczny, humanistyczny, itd.) Oczywiście można było wybrać klasę o profilu ogólnym, ale taka klasa nie była już „prestiżowa”.
Ja trafiłem do matematyczno-fizyczno-chemicznej co już było dużym ograniczeniem. Chyba po roku klasa miała się zdeklarować czy profil będzie mat-fiz czy mat-chem (nie pamiętam już czy nastąpił podział klasy czy wszyscy zostali ograniczeni do mat-fiz).
Po maturze pomyślałem, że na studiach poszerzę horyzonty. Nic bardziej mylnego. Trafiłem na uczelnię techniczną, bo przecież jestem po „mat-fizie”. Tam po 2 latach musiałem znowu określić jaką specjalność wybieram i tym samym znowu chcieli mi zawęzić horyzont.
Smutne to trochę, ale świadomość, że system edukacji mnie ograniczał pozwalała mi wybijać się poza te ograniczenia. W wolnym czasie zajmowałem się rzeczami zupełnie nie związanymi z kierunkiem studiów. Starałem się poznawać ludzi spoza wydziału, na którym studiowałem i „spoglądać” na świat również ich oczami.
Są w życiu rzeczy, które trzeba potraktować metodą 3Z, ale są też i takie, które trzeba samemu odkryć (bo w szkole nas tego nie nauczą).
Zdecydowanie popieram to co Piotr napisał w swoim artykule.
Sam zacząłem zauważać te wszystkie rzeczy kilka lat temu i muszę powiedzieć, że chyba po części udało mi się wyłamać z tego kanonu uczniowskiego jaki niewątpliwie istnieje w szkołach.
Gorszym faktem jest jednak to, że przytłaczająca większość osób tego nie zauważa. Nie widząc żadnego problemu.
Stopnie/oceny. Naprawdę wspaniałym uczuciem było kiedyś przyjść do domu i powiedzieć "Mamo dostałem piątkę!" w odpowiedzi zawsze słyszało się "Gratulację synku, jestem z ciebie dumna.". Gorzej kiedy mówiło się "Mamo dostałem jedynkę".. uu no wtedy to można było usłyszeć raczej nieprzyjemne słowa, czy to od mamy, czy też od nauczyciela w szkole. Do czego zmierzam.. Od najmłodszych lat ucierane są w nas pewne schematy i stereotypy: 5 = jesteś dobry, sumienny, można na tobie polegać, 1 = jesteś zły, nic nie potrafisz, jesteś leniem, co z ciebie wyrośnie.. Nie wiem czy zauważacie pewną bardzo bardzo bardzo ważną kwestię. Otóż ocena w pewnym momencie przestaje się przekładać na stan naszej wiedzy (nauczyliśmy się ,czy też nie). Ocena zaczyna wartościować człowieka i buduje stereotypy. I to zjawisko wydaję mi się najbardziej niebezpieczne. Bo potem całe życie nie uczymy się dla wiedzy, tylko dla rodziny, nauczycieli (od tego co o nas powiedzą, zależeć będzie nasze mniemanie o samym sobie), dobrego samopoczucia, podnoszenia własnej wartości -nierzadko jest to nauka po tzw. "trupach", czy też podsycająca "wyścig szczurów".
Dlatego bardzo ważną kwestią wydaje mi sie poszerzanie swoich własnych horyzontów i odporności na to wszystko co nas otacza, a co nie zawsze ma pozytywny wpływ.
Nie wszystkiemu jesteśmy w stanie przeciwstawić się sami, więc wydaje mi się, że powinniśmy rozmawiać z ludźmi którzy myślą podobnie, mają pewne doświadczenia i wiedzę, bo oni dodadzą nam odwagi i siły -choćby nawet na forum takim jak to.
🙂 Pozdrawiam.
Mam wrażenie że omijacie bardzo ważną kwestie.
Wydaje mi się że poszerzenie horyzontów nie jest takim doskonałym pomysłem na samego siebie. Kiedy człowiek stara się interesować wszystkim, w rezultacie nie interesuje się niczym. Wie wszystko i nic.
Dodatkowo pracodawcy (przynajmniej Ci z którymi ja miałem kontakt) raczej nie są zainteresowani pracownikiem o wszechstronnych zainteresowaniach. Firmy poszukują pracowników którzy są specjalistami w konkretnej dziedzinie.
Nie jestem przeciwnikiem idei wszechstronnego myślenia. Sam staram się rozwijać w bardzo wielu dziedzinach. Ale cóż z tego. Pracuje obecnie za granicą. Zarabiam całkiem nieźle. Ale chce wyjechać. Moja obecna praca nie rozwija mnie w żadnym kierunku. Sam staram się poszerzać horyzonty ale to nikogo nie obchodzi. Kiedy przychodzi do poszukiwania pracy, mój odzew pozostaje bez jakiegokolwiek odzewu. A może źle szukam? A może nie powinienem szukać tylko samemu stworzyć coś co przyniesie mi zysk. Problem w tym że wciąż brakuje mi pomysłu jak to coś powinno wyglądać???
To co teraz napiszę, może się wydać banalne, ale tak właśnie powstają najlepsze biznesy.
1. Poznaj siebie (przeanalizuj to czym się interesujesz, jakie działania/zadania sprawiają Ci satysfakcje)
2. Wybierz to co najbardziej lubisz robić
3. Pomyśl, czy robiąc to możesz komuś ułatwić/umilić życie. Jeżeli tak to zastanów się czy taka osoba może Ci się za to odwdzięczyć (najlepiej w pieniądzu 😉 ) Jeżeli tak to przejdź do kolejnego punktu, a jeżeli nie to wróć do punktu 2 i wybierz kolejną rzecz, która sprawia Ci satysfakcję.
4. Zastanów się od czego musisz zacząć, żeby wprowadzić ideę w życie.
5. Wprowadź ją w życie!
Doskonale sobie zdaję sprawę z tego, że to bardzo ogólny schemat, ale w moim przypadku był bardzo pomocny i szczerze go polecam!